środa, 12 lutego 2014



          http://unikalnemarzenia21.blogspot.com/


          NOWY ADRES BLOGA <3
      

poniedziałek, 2 września 2013

Rozdział 36 Umieram

 Co będzie później? Jak stąd? Znowu się załamię.... I jeszcze tan rak. Zamknęłam się w sobie. Nie będę z nikim rozmawiać.




*******************************************************************************




Minął tydzień, ale z powodu, że te terapie nic nie dają nie wypuszczą mnie. Nie mam telefonu. Nic. Powoli zapominam jak wyglądał Łozo. Nie byłam nawet na jego pogrzebie, bo mnie nie chcieli wypuścić z tego cholernego psychiatryka. Smutek to najpowolniejsza część umierania. A więc umieram. Wylatują mi przez tego raka włosy. Tracę życie, tracę też wielką nadzieję, że kiedyś stąd wyjdę. Nie wyobrażałam sobie, że tak umrę. Muszę jeść, ponieważ muszę dbać o moje dziecko. Tylko to się dla mnie teraz liczy.

*********************************************************************************


 Minęło 6, może nawet 7 miesięcy. Lekarze się o mnie martwią, słyszałam ich rozmowę. Już nie mam żadnych włosów na głowie. Chodzę w peruce. Od papierosów mam  żółte paznokcie. Nie przestałam jednak kochać Łoza, chociaż on już umarł, ponieważ:


 Minęło 9 miesięcy. Czuję, że zostało mi już nie wiele czasu.  Umieram. Jest sobotni ranek. Mam okropne skurcze.Wezwałam lekarza. Musiałam się teraz odezwać. Powiedziałam mu, że rodzę. Szybko ruszyliśmy karetką do szpitala.
-Mogę zadzwonić do Barona?- zapytałam błagalnie
-Tak, proszę to Pani telefon- powiedział lekarz, dając mi mój telefon
  Powiedziałam przez słuchawkę telefonu Baronowi, że robię i jestem w drodze do szpitala.
 Potem dojechaliśmy do szpitala. Zawieźli mnie szybko na wózku na porodówkę. Spostrzegłam Barona siedzącego na krześle. Nie zdążyłam nic do niego powiedzieć, ponieważ pielęgniarka nie chciała się zatrzymać.

**********************************************************************888

 Zrobili mi cesarskie cięcie, ponieważ byłam bardzo słaba. Najpierw zobaczyłam mojego synka. Potem go zważyli i chcieli mi go dać, ale ja najpierw chciałam porozmawiać z Baronem. Przyszedł natychmiast. Siadł koło łóżka.
-Alex- powiedział do mnie
-Masz dziewczynę?- zapytałam
-Nie
-To dobrze! W ogóle to hej!- i go pocałowałam
-Dlaczego nie puścili Cię po tygodniu?
-Nie odzywałam się
-Alex
-Musisz mnie teraz posłuchać
-Dobrze.
-Czuję, że dziś umrę.
-Co?? Nie!!
-Słuchaj dalej, adoptujesz moje dziecko, dasz mu na imię Wojtak, a na nazwisko Łozowski, a i na drugie imię Aleksander. Opowiadaj mu o mnie. Masz tu moją książkę. Pisałam ją od początku tych wakacji. Czytaj mu ją jak  będzie większy. To wszystko co tu się wydarzyło jest prawdą. Wychowaj go dobrze i nigdy o mnie nie zapomnij! I Zabieraj ją do Kasi Mroczek, ona mieszka w akademiku. Niech mu o mnie opowiada! Opowiadaj mu też o Łozie. Mów jaki był cudowny. Zakaż mu też zbliżać się do Kamy, która zabiła Łoza. Troszcz się o niego i traktuj jak swojego syna. I jeszcze jedno- opowiedz mediom o wszystkim! Jak było z tym zabiciem, i że byłam w psychiatryku i spróbuj opublikować tą książkę.
-Ok
  Wstałam i go pocałowałam w usta.
-Żegnaj- powiedziałam
  Potem zdążyłam jeszcze wziąć jeszcze mojego synka na ręce. Przytuliłam go mocno i pocałowałam w główkę. A potem jeszcze wzięłam komórkę i na tapecie ostatni raz zobaczyłam Łoza. Potem już miałam ciemno przed oczami.... Umarłam. Starałam sie żyć tak, aby Bóg zapłakał w momencie mojej śmierci, aby mógł zobaczyć jak wspaniałe dzieło zrobił. Nagle zobaczyłam Łoza. Uśmiechniętego jak zawsze... Nic nie powiedzieliśmy. Po prostu złapaliśmy się za ręce i poszliśmy w stronę wielkiej bramy, która prowadziła do nieba.





                                              THE END
TERAZ CHCIAŁAM WSZYSTKIM PODZIĘKOWAĆ KTÓRZY CZYTALI MOJEGO BLOGA! dZIĘKUJĘ WAM Z CAŁEGO SERDUCHA, TO DLA MNIE WAŻNE ŻE CHCECIE TO CZYTAĆ. DZIEKUJĘ OSOBOM KTÓRZY KOMENTOWALI. BYŁ JEDEN NIEPRZYJEMNY KOMENTARZ, ALE GO USUNĘŁAM , PONIEWAŻ TA OSOBA MIAŁA CHYBA TRCOHĘ W GŁOWIE NIE POUKŁADANE,.....
   dZIĘKUJĘ! WIEM ŻE NIE CHCECIE ABYM KOŃCZYŁA TEGO BLOGA, ALE TAK MUSI SIĘ STAĆ..... MAM NADZIEJĘ ŻE DZIEKI CZYTANIU TEGO BLOGA UŚWIADOMILIŚCIE SOBIE COŚ, ŻE ŻYCIE NIE JEST ŁATWE I O NIEKTÓRE RZECZY W ŻYCIU TRZEBA WALCZYĆ DO SAMEGO KOŃCA.... ZAŁOŻE DRUGI BLOG JAK TYLKO BĘDĘ MIEĆ CHWILĘ CZASU..
 TERAZ TEN NAJGORSZY MOMENT... JA PŁACZĘ, ALE MUSZĘ TO ZROBIĆ. MUSZĘ SIĘ Z WAMI POŻEGNAĆ.. TO DLA MNIE TRUDNE, PONIEWAŻ KILKANAŚCIE GODZIN SPĘDZONYCH NA PISANIU TEGO BLOGA NIE BYŁY STRACONE, PONIEWAŻ WIEM, ŻE NIE ROBIŁAM TEGO DLA SIEBIE.. DLA WAS. TERAZ JUŻ MUSZĘ TO ZROBIĆ, DZIEKUJĘ JESZCZE RAZ WAM ZA WSZYSTKO... MAM NADZZIEJĘ ŻE DOCENILIŚCIE MOJĄ PRACĘ... TO PAAA KOCHANI :* DZIĘKUJĘ
-ADRIANNIE ORAZ
- TOMSONOWA AFROMENTALKA
 DZIĘKUJĘ PA :)

eastwest rockers - nic do stracenia

niedziela, 1 września 2013

Rozdział 35 WSZYSTKO SIĘ PIERDZIELI!!

  Nagle zakręciło mi sie w głowie i upadlam. Śniło mi się, że jestem z Łozem. Siedzimy na trawie Przytulamy się, ale nagle zachodzi słońce. Nastaje ciemność. Przychodzi śmierć. Wyciągnęła do Łoza rękę. Ja próbowałam go powstrzymac, ale wtedy ona go zabrała. Obudziłam się z głośnym krzykiem
-Gdzie jestem?- zapytałam się Barona, który siedział zapłakany koło mnie.
-W szpitalu- powiedział z trudem płacząc
-Dlaczego płaczesz?
-To przez te śmierć Łoza
-Ale Łozo jest na łące!
-Alex musiało ci się coś przyśnić, on przecież umarł...
  Przypomniałam sobie.
-Muszę Ci coś ważnego powiedzieć- powiedział Baron- Jedna dobra wiadomość a druga zła.
-Zacznij od tej  dobrej- powiedziałam
-Jesteś w ciąży
-Co? Ale z kim?
-Z Łozem
-A ta zła?
-Masz raka płuc
   Wtedy zaczęłam płakać. Ja też umrę, ale i jestem w ciązy. Dziecko Łoza... Żeby on o tym wiedział.. ale nie wie i chyba nigdy się nie dowie.
-Musisz poddać się chemio- terapi- powiedział Baron
-Nic nie muszę- odpowiedziałam
-Nie chcesz żyć?
-Nie mam dla kogo.
-A ja? Ja CIĘ KOCHAM!
- Nie mam już siły walczyć.
-No, ale sama mówiłaś, że póki walczysz jesteś zwycięzcą!!
-To przegrałam życie!
-Nie możesz sie poddać
-Właśnie to zrobiłam.
-Zzawołam lekarza, on Cię przekona.
  Nic nie odpowiedziałam. Nikt mnie nie przekona! Ucieknę stąd!! Odłączyłam się od różnych kabelków. Już nie chcę żyć!! Wybiegłam szybko!! ZE szpitala, niestety mój lekarz prowadzący z Baronem zabaczyli to. Nie mogłam sie przemęczać, bo miałam raka płuc. Potknęłam się. Upadłam. Dogonili mnie. Próbowałam im się wyrwać. Niestety to było nie możliwe.
-I tak się zabiję- powiedziałam
  Przytrzymał mnie Baron. Lekarz poszedł gdzieś zadzwonić.
-Alex teraz zabiorą Cię na tydzień do psychiatryka. Ale obiecaj mi, że nie zrobisz nic głupiego!!- mówił Baron
-Ale ja nie chcę- powiedziałam
-Musisz! Nie utrudniaj tego!
 -Wsiadaj do karetki- rozkazał mi lekarz
   Tak jak poprosił mnie Baron, nie utrudniałam tego. Lekarz prowadzący też wsiadł.Ruszyliśmy. Zaczęłam płakać. Patrzyłam przez szybę na machającego mi Barona, który też płakał. Było mi teraz tak smutno, JA będę w psychiatryku :(

  Po godzinie dotarliśmy do psychiatryka. Znajdował sie koło Warszawy. Był on w samym środku lasu.. Był koloru białego z czarnym dachem. Przy  oknach były duże kraty, a brama była otoczona kolczastym drutem. Tu było gorzej niż w więzieniu. Tam może Cię odwiedzić bliska osoba, zresztą ja już nie mam bliskich osób.
 Lekarze mnie przytrzymywali. Otworzyli drzwi. Potem pielęgniarka zaprowadziła mnie do małej szarej sali z czarnym łóżkiem i brązową szafką. Było okropnie! Zaraz miała zacząc się pierwsza terapia.
  Poszłam idąc przez korytarz słyszałam jęki, krzyki, wrzaski! Ci wszyscy ludzie, którzy tu byli mieli róźne problemy. Za tydzień mogę stąd wyjść....
   BRAKUJE CI TYLKO JEDNEJ OSOBY, A CZUJESZ JAKBY NIE  BYŁO NIKOGO... ;/